Plaża - Bruno Kadyna

Podziel się:

Autor powieści "Metalowa dolna", "Wpływ", "Ciężki bagaż", "Kocur" i "Mały kapeć" czyta krótkie utwory prozatorskie.

Plaża - Bruno Kadyna, czyta Bruno Kadyna

Fragment opowiadania:

 

Plaża

 

 

 

     Uważam, że to frajerskie, tak się odkrywać. Ale nie mogę się powstrzymać. Wciąż o tym myślę, męczy mnie i już nie dam rady dłużej trzymać tego w sobie. Tak jak nie można powstrzymać potu w czasie wysiłku. Muszę w końcu o tym komuś powiedzieć, zrobić coś. Nigdy wcześniej nie mówiłem o uczuciach. Takie rzeczy się ukrywa, wydają się słabe, nie przystoją takim typom jak ja. My jesteśmy twardzi, idziemy ponaparzać w worek, kiedy nam źle, albo nachlać się gorzały. Bronimy się gniewem i lejemy w mordę. Na pewno nie żalimy się, ani nie snujemy jakieś smutne gówno. A ja już nie mogę chlać, w końcu zamienię się w jakiegoś nura, czy coś. Zresztą, trenowanie i chlanie nie idą w parze.
     No więc chodzi o to, że jestem sam.
     Myśleliście, że to będzie coś innego? Złamane serce, żałoba czy jakiś wstydliwy odpał, który trzeba leczyć w wariatkowie? Męczy mnie samotność i tyle. Ale męczy tak, że nie wiem już, co z sobą zrobić. Prawdziwej rodziny nie mam. Rodzice nie żyją, rodzeństwa brak, a dalsza rodzina to jak nie rodzina. Myślą o mnie nie wiadomo co, więc mam ich gdzieś, nie zasługują, żeby
próbować zmieniać im myślenie.
     Kobiety też nie mam. Nie na stałe. Te lafiryndy, z którymi mam do czynienia, nie nadają się do założenia rodziny. Raczej do skomplikowania sobie życia.
     Mam kumpli, z którymi trenuję, pierzemy się po mordach na sparingach, macamy na macie, pijemy, oglądamy walki i mecze, ale to nie to samo. Ci durnie w ogóle nie przypominają rodziny. Wiem, że niektórzy tak mówią, że kumple to rodzina, nigdy nie opuszczą, zawsze pomogą i takie tam. Po części tak jest. Wiem, że mogę na nich liczyć, a oni na mnie. Ale kumple w dupie mają smutek, żal i inne uczucia. Każdy trzyma to dla siebie, przeżywa
w samotności, po cichu, nie pokaże drugiemu. No bo jak? Jak baba? Jakaś ciota? No co wy, nie ma szans.
     Mam to już w dupie. I niech się śmieją. I tak nikt nie zaśmieje mi się w twarz, bo wie, że zęby są drogie i z lekkością baletnicy mogę narazić na koszty.
     A może któryś też będzie miał już dość duszenia czegoś w sobie i zapłacze?
     Samotność dziwnie ze mnie wyłazi. Oprócz typowych objawów: smutnej mordy, tęsknego wzroku, milczenia i ciągot do pościelowej muzy. Wciąż widzę siebie na bezludnej plaży. Nie wiem, co to znaczy. Przez to czuję się jeszcze bardziej samotny. Ale wiem, że jestem tam właśnie z powodu samotności. Może obrazuje moje gówniane położenie, że jestem na nią skazany? Pewnie przez wygląd. Mordę mam niewyjściową. Kinol przestawiony kilka razy, kalafiory na uszach od zapasów, szyja już tak umięśniona, że wydaje się, jakbym jej nie miał. Wyglądam jak jakiś gargulec. Tylko pustogłowe, plastikowe lale do mnie lgną. Jarają się mięchem, moim stylem życia, sianem
i same sobą. Widać dobrze pasuję wizualnie do plastiku.
     Tydzień temu pogoniłem ostatnią, ale pojawiają się nowe. Jak ćmy wokół żarówki po zmroku. Jakby wyłaziły z jakiejś fabryki tworzywa sztucznego. Wiem, że to przez miejsca, w których bywam. I jeśli nie zmienię sposobu bycia i postrzegania mnie przez innych, to skazany będę na plastik albo jakąś
niewidomą laskę. Tylko że jeszcze musiałaby polubić moje wnętrze, a raczej nie należę do wrażliwych...
 

Bruno Kadyna

 

  Czerwiec 2017

 

   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 




REKLAMA:
REKLAMA:
REKLAMA:
#bookradio #opowiadania #proza obyczajowa #bruno kadyna #bookradio.pl

Więcej tematów: